literature

[APH] Spij {PrusPol}

Deviation Actions

Tuskaffka's avatar
By
Published:
2.1K Views

Literature Text

Cichy, nierówny oddech, przerywający wszechobecną ciszę panującą wokół. A może tylko złudzenie ciszy. Rozmazany, niewyraźny obraz wirujący przed oczami, ukryty pod cienką zasłoną czerni. Subtelny zapach złotych słoneczników, wódki i czegoś jeszcze, zapewne krwi. Leciutki uśmiech migający gdzieś przed oczami, metaliczny błysk, trzask, znów błysk, wciąż ten uśmiech... czy to powinno boleć? Wzrok wędruje w bok, na przykryte warstwą miękkiego puchu źdźbła trawy. Gdzieniegdzie widać czerwone plamy. Białe, wirujące w powietrzu drobiny, przypominające kurz, jaki często widywał u siebie. Kropla krwi spływająca po powiece, przykrywająca obraz czerwienią. Zamrugał kilkukrotnie, odwrócił głowę, spojrzał w górę. Przed oczami znów mignął mu metaliczny błysk, potem dłoń odziana w skórzaną rękawicę złapała go za gardło i podniosła do góry. Wyciągnął ręce, złapał tę dłoń, próbował oderwać palce zaciskające się bezlitośnie na jego szyi. Po co? Przecież nic nie czuł. Tylko zimny wiatr na twarzy, zapach słoneczników, wódki i coś ciepłego spływającego mu po policzku. Zobaczył przed sobą usta rozciągnięte w uśmiechu, nadal, nadal tym samym. Wargi poruszyły się, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Wciąż słyszał tylko swój własny oddech. Potem palce rozluźniły się, przed oczyma mignęła mu biel. Chłód na twarzy, ziemia znów znalazła się tak dziwnie blisko... para wysokich butów na moment mignęła mu przed oczyma, potem już tylko biel, biel, śnieg. Pogładził go sinymi z zimna palcami, delektując się uczuciem błogiego spokoju. Tak cicho... A powieki zrobiły się takie ciężkie... Prześpię się na moment, pomyślał, tylko na chwilę. Wtulił twarz w puch, leżał, czekał, aż ogarnie go pustka. Nagle poczuł dotyk czyichś dłoni, lekki, ostrożny. Ziemia usunęła się spod niego, znalazła gdzieś daleko w dole. Ciepło, zapach wody kolońskiej. Powieki znów się uchyliły, spojrzał w górę, wtulając się w miękki płaszcz. Czerwone tęczówki, wzrok ze skupieniem wbity przed siebie, usta zaciśnięte w wąską kreskę, zaróżowione od zimna policzki. Włosy białe jak śnieg...
- Tylko nie zasypiaj, Feliks, nie zasypiaj... - Lekko zachrypnięty głos. Dziwnie znajomy.

Przecież nie zasypiam, głupi, mruknął w myślach. Chcę się tylko na moment zdrzemnąć.

***

Powoli wracała mu świadomość. Pierwszym, co poczuł, było przyjemne ciepło i zapach żywicy. Leżał tak przez kilka minut, w bezruchu, rozkoszując się chwilą. Dopiero później otworzył oczy, zobaczył ogień płonący w kominku, pochłaniający stopniowo kawałki drewna. Zamrugał i spróbował wstać, zaraz jednak syknął. Wszystko tak bardzo go bolało... Wziął głęboki wdech i zmusił się, żeby wstać do siadu, krzywiąc się i jęcząc przy tym. Z ramion zsunął mu się koc, odsłaniając obandażowany brzuch, pierś, ramiona i nogi. Wyciągnął przed siebie dłonie, mimo ciągłego bólu poruszył palcami. Starał się przypomnieć sobie, co się stało i jak się tu znalazł, ale w głowie miał pustkę.
- Powinieneś leżeć. Rany ci się otworzą. - Usłyszał za swoimi plecami.
Odwrócił głowę i dostrzegł osobę aż za dobrze mu znaną.
- Gilbert. - Powiedział, mrużąc oczy. Zdziwił się tym, jak brzmiał jego własny głos - słaby, zachrypnięty, jakby to nie on mówił - Co ty... co ja tu robię?
- Żyjesz.
Ta odpowiedź zdecydowanie go nie satysfakcjonowała. Spróbował wstać, ale  dłonie zaciskające się na jego ramionach skutecznie odwiodły go od tego pomysłu.Znów się położył, kryjąc się pod kocem aż pod samą brodę.
- Co się stało? - Zapytał cicho, nie patrząc na albinosa.
- Rosja. Wystarczy ci taka odpowiedź? - Prusy obszedł kanapę na której leżał blondyn, podsunął sobie jakieś krzesło i usiadł, wpatrując się w ogień trzaskający w kominku.
- Chyba... tak. - Odparł z lekkim wahaniem - Pomogłeś mi?
W odpowiedzi otrzymał tylko skinienie głowy.
- Dlaczego?
- Inaczej byś zginął.
Polska zmarszczył brwi.
- Chcesz mi powiedzieć, że niby cię to obchodzi?
- Nie lubię, kiedy Iwan przesadza. - Prusy oparł brodę na dłoni. - Ostatnio często mu się to zdarza, i po prostu... nie mogłem cię tam tak zostawić. Nie chciałem.
Zapadła niezręczna cisza. Przez chwilę było słychać tylko trzaskanie ognia i ich własne oddechy.
- Bo?
- Bo mimo wszystko mam sumienie, Polen. Myślę, że mam. - Odrzekł ponuro, nie zmieniając swojej dotychczasowej pozycji.
- Z doświadczenia wiem, że u ciebie myślenie raczej nie znaczy zbyt wiele.
Gilbert prychnął.
- Poczucie humoru jak zwykle cię nie opuszcza, co?
- Nie byłbym sobą, gdybym nie wykorzystał okazji do naśmiewania się z ciebie, Gil. Przecież...
- Cię znam. Wiem. - Dopiero teraz na niego spojrzał - Czasami myślę, że nawet za dobrze. Ta znajomość nie przyniosła mi zbyt wiele dobrego... nie licząc tego, że dowiedziałem się, że są jednak osoby bardziej irytujące od mnie. - Gdzieś na jego ustach zabłąkał się pojedynczy, krzywy uśmiech.
- Schlebiasz mi.
- Tylko się nie przyzwyczajaj.
- Bez obaw. Moje ego nigdy nie będzie aż tak wybujałe jak twoje. Nie wiem, czy to w ogóle możliwe. - Feliks spojrzał na niego dość ostro. Prusy jednak zupełnie nie przejął się tym spojrzeniem; Blondyn bardzo często patrzył na niego w ten sposób.
- Wybujałe? Po prostu znam swoją wartość.
- Jasne. Gdyby tak jeszcze ta "wartość" nie była w twoich oczach trzy razy większa, niż jest w rzeczywistości...
- Trzy razy to nawet nie taki zły wynik.
Polska przewrócił oczami i ziewnął.
- Uch, Gilbert? - Zaczął po chwili, spoglądając na niego zielonymi oczami.
- Hm?
- A tak naprawdę, całkiem szczerze... dlaczego mi pomogłeś? - Zapytał, nie spuszczając z niego wzroku. Oczekiwał odpowiedzi.
Prusy przez chwilę milczał, ponownie wlepiając czerwone tęczówki w płomienie. W końcu jednak odezwał się, cichym, spokojnym głosem.
- Śpij, Polen. Śpij.
Feliks zmarszczył brwi po raz kolejny, ale propozycja snu wydawała mu się w tej chwili zbyt kusząca, aby mógł się jej oprzeć. Wypyta go później. Przymknął powieki i szczelniej nakrył się kocem, próbując zignorować ból.
Albinos siedział tak jeszcze przez kilkanaście minut, mimo, że blondyn zasnął niemal od razu. Potem dłonią odgarnął złote kosmyki z twarzy Polski, nachylił się, ucałował go lekko w czoło i wstał kierując się do wyjścia.
Kiedy zamykał za sobą drzwi, poprawiając czapkę, spojrzał raz jeszcze na śpiącego, całkowicie bezbronnego Polaka. Później ruszył przed siebie.

Iwan i Roderich czekali na niego. Przecież musieli jeszcze uzgodnić szczegóły trzeciego rozbioru.
Tak dawno nic nie wrzucałam, że aż mi się zrobiło głupio. Przepraszam wszystkich, którzy mimo wszystko interesują się choć trochę moją mierną twórczością .w.
Ogółem, chciałam spróbować czegoś nowego. To znaczy, miałam zamiar napisać tego fika w nieco innym stylu niż zazwyczaj, ale na zamiarach się skończyło. Chociaż mam nadzieję, że chociaż jest trochę ponuro. W założeniu miało być, ale jestem dość kiepska w przekazywaniu emocji, cóóóż. Muszę to jakoś przeboleć, może w końcu uda mi się napisać coś, z czego będę zadowolona.
W mojej opinii początek jest jakiś taki przesadzony, a reszta dość sztuczna i jakby pisana na siłę, ale niech będzie. .w. Krótko, PrusPolowo, czyli w moim stylu.
Za wytknięcie błędów się nie obrażę. Szczególnie, ze poprawiałam tylko te, które rzuciły mi się w oczy po wrzuceniu tekstu. No i krytyka jak zwykle mile widziana.

Indżoj?
© 2015 - 2024 Tuskaffka
Comments23
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
RainbowPotter's avatar
Świetne.
Bardzo mi się spodobało to nawiązanie do Rozbioru...

W ogóle uwielbiam Twoje opowiadania :)